I zaprowadzili ich do bloku numer 11, oznaczonego wówczas numerem 13. Kazali im rozebrać się do naga. Wpędzili ich wszystkich dziesięciu do piwnicy, do celi numer 18, bardzo niskiej i małej, o wymiarach dwa i pół metra na dwa i pół metra, z jednym zakratowanym, kwadratowym okienkiem pod sufitem, z podłogą z betonu. W rogu stało wiadro na odchody. Tam mieli umrzeć głodową męką. Esesmani zatrzasnęli żelazne drzwi” (z opisu śmierci św. Maksymiliana według tekstu Transitus z Harmęży).
W tym miejscu zaczyna się filmowa opowieść o polskim męczenniku. W całej Polsce 12 września, a na ekrany niektórych kin przedpremierowo, trafi ekranizacja amerykańskiego reżysera Anthony’ego D’Ambrosio Triumph of the Heart (Triumf serca), ukazująca 14 dni spędzonych w celi głodowej Auschwitz św. Maksymiliana i dziewięciu współwięźniów. W roli głównej występuje Marcin Kwaśny, a na ekranie pojawią się także: Radosław Pazura, Lech Dyblik, Armand Procacci, Christopher Sherwood, Sharon Oliphant. Polskim dystrybutorem filmu jest Dom Wydawniczy Rafael.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Do kin wchodzi właśnie amerykański film TRIUMF SERCA. To opowieść o ostatnich dniach ojca Maksymiliana Kolbe w celi śmierci w Auschwitz. Postać świętego zagrał Marcin Kwaśny, z którym rozmawiam na Rymanowski Live - zapraszam do obejrzenia całego wywiadu pic.twitter.com/nDdoW9MEKU
— Bogdan Rymanowski (@BogRymanowski) September 11, 2025
Walczył o światło
„Miłość jest jak najbardziej realna. Nikt nie może jej nam odebrać. Nawet teraz!” – przekonywał pogrążonych w rozpaczy współwięźniów więzień nr 16670.
Reklama
– Święty Maksymilian jest ikoną walki w obliczu ludzkiego cierpienia o tożsamość, o godność ludzką. Pokazuje, jak można towarzyszyć braciom pogrążonym w rozpaczy, pośród trudu. Ja też jestem ofiarą kryzysu rozpaczy, też miałem trudną historię – wyznał reżyser filmu, który wiele zawdzięcza swoim prywatnym „rozmowom” ze św. Maksymilianem.
Światowa premiera odbyła się w warszawskim kinie „Luna” 13 sierpnia, czyli w przeddzień wspomnienia świętego męczennika. To właśnie on był głównym bohaterem tego wieczoru. Ten, który w miejscu egzemplifikacji zła pozwolił narodzić się czemuś wymykającemu się werbalizacji – miłości, która jest siłą twórczą, miłości największej, która oddaje życie za przyjaciół.
Czy jednak świat chce słuchać męczenników? Czy aby nie ogranicza reakcji na ich świadectwo do tkliwego wzruszenia się i nie kwapi się, by podążać za ich przykładem? Czy jesteśmy gotowi na heroizm? Nikogo nie można zmuszać do heroizmu – słyszymy raz po raz, także z ust katolików. Po co więc świadkowie? Po co ich ofiara, ich cierpienie złączone z ofiarą Chrystusa? A jednak, o czym świadczy Triumf serca, oni wciąż niepokoją i poruszają nasze sumienia.
– To jest mój list miłosny do was, żebyście nie zagubili swojej tożsamości, żebyście nie zapomnieli o Maryi, nie zapomnieli o swoich przodkach, którzy walczyli o światło w świecie pełnym ciemności – zwrócił się do Polaków twórca filmu.
Reklama
Głębię filmowego przekazu wzmacnia jego wysoki poziom produkcji. Jak przyznała w rozmowie z Niedzielą Oliwia Adamowicz, filmoznawca, ten film o tematyce religijnej jest naprawdę dobry. – Mamy piękne kadry, świetny casting, odważne środki wyrazu artystycznego. Film nie epatuje patosem, a przekazuje to, co jest najważniejsze – zaznaczyła ekspertka.
Zdaniem rozmówczyni Niedzieli, ciekawym pomysłem twórców było stworzenie filmu o świętym, który nie jest jego biografią, ale przedstawia historię mężczyzn, którzy spędzili ze św. Maksymilianem ostatnie chwile życia. Nie wiemy, czy rzeczywiście byli wśród nich komunista i Żyd, ale film pokazuje możliwy przekrój społeczny oczekujących na śmierć współwięźniów. – Zostało to również interesująco rozwiązane od strony montażu. Twórcy opowiedzieli o polskim męczenniku nie tylko z perspektywy ostatnich chwil jego życia, ale także przez historie ludzi, których mógł spotkać i zainspirować. A owocem tego była siła do przetrwania tych ostatnich dni i godne przyjęcie śmierci – zauważyła Oliwia Adamowicz.
Podstawowa kategoria
Film ukazuje św. Maksymiliana nie tylko jako tego, który oddaje życie za konkretnego więźnia, Franciszka Gajowniczka, ale także jako tego, który do końca walczy o zachowanie godności ludzkiej. W czasach dyskusji o „dobrodziejstwie” eutanazji walka o tę godność możliwa jest tylko wtedy, gdy horyzont rozpościera się poza rzeczywistość doczesną.
Reklama
Męczeństwo, jak przypominał Benedykt XVI, to istota chrześcijaństwa. „Są wartości, które nigdy nie podlegają bilansowi. Są wartości, których nigdy nie wolno poświęcić w imię jeszcze wyższej wartości i które stoją nawet ponad zachowanie życia fizycznego. Istnieje męczeństwo. Bóg znaczy więcej niż przetrwanie fizyczne. Życie, które zostałoby zachowane za cenę zaparcia się Boga, życie oparte na ostatecznym kłamstwie, jest nie-życiem. Męczeństwo jest podstawową kategorią chrześcijańskiej egzystencji” – napisał papież emeryt w 2019 r.
Potrzebujemy tego świadectwa męczenników, których nie brakuje również dzisiaj, zwłaszcza wśród chrześcijan. Jak przekazał w rozmowie z Niedzielą Radosław Pazura, ofiara tych ludzi jest bardzo ważna. – Ich oddawanie życia w imię wyższych wartości jest czymś, czego nie pojmie się rozumem. Trzeba odwołać się do serca i to ono podpowie, że to są niezwykli ludzie. To są święci. A siła z tego płynąca? Zostawmy to samemu Panu Bogu. On wie najlepiej, co z tym później robić, jak to rozdzielać, by wyrywać nas z opresji, za które oni ponieśli śmierć – podkreślił aktor.
Film porusza także wątek niezmiernie aktualny – związek wiary i kultury, który buduje tożsamość ludzką, narodową, religijną. Oddanie życia za śpiew Roty, wściekłość wroga rozsierdzonego odwagą obozowych więźniów, którzy w pieśniach religijnych i patriotycznych odzyskują dumę i godność, przypominają, jak ważne jest zachowywanie i przekaz tych wartości. Ich siła jest duchową bronią.
Kolbe jak call be
Dla Marcina Kwaśnego wcielenie się w postać św. Maksymiliana było olbrzymim wyzwaniem. Dlatego podszedł do tej roli w stanie łaski uświęcającej, modlił się, aby Bóg działał przez niego. Co więcej, cała ekipa modliła się przed zdjęciami, co zawdzięczali postawie reżysera. Dla zachowania autentyczności zaś aktorzy spożywali skromne posiłki, aby spróbować wejść w doświadczenie głodu więźniów obozu.
Reklama
– To nie jest film łatwy w odbiorze w dobie, gdy wszystko się konsumuje szybko, łatwo i przyjemnie. Ale ten głos jest potrzebny. A perspektywa, jak Amerykanie widzą naszego świętego, jest naprawdę porywająca – powiedział Niedzieli Marcin Kwaśny. – Mimo że znałem scenariusz, zagrałem w nim, płakałem jak dziecko – dodał z nieukrywanym wzruszeniem, przyznając, że traktuje tę rolę w kategorii prezentu od Pana Boga.
Gdy na planie filmowym słyszał często wymawiane nazwisko: Kolbe, które po angielsku brzmi jak call be, uświadomił sobie, że polski męczennik został powołany, aby być (call be), żeby towarzyszyć współwięźniom w odchodzeniu. – Święty Maksymilian był jak Jezus, który przyszedł po to, aby służyć. Nie skupiał się na sobie. Chciał pokazać, że śmierć nie jest końcem, że Bóg jednak nie opuścił tego miejsca, że jest nadzieja, którą niesie zbawienie – podsumował Marcin Kwaśny.
Film został objęty patronatem honorowym Konferencji Episkopatu Polski przez jej przewodniczącego – abp. Tadeusza Wojdę.
O swojej roli w filmie na stronach Bliżej Życia z Wiarą opowiada Lech Dyblik